Benedyktyńska praca- miarowy rytm modlitwy i pracy. Złoty środek serca i umysłu pełnego wyobraźni, dowcipu, energii. Umiejętność docenienia drobiazgu i szczegółu, a jednocześnie łatwość operowania skalą monumentalną; ta sama swoboda w gęstwinie "zamieszkałych" kart rękopisów i w cieniu szturmujących niebo średniowiecznych katedr. Cierpliwość, pasja, radość tworzenia... Wernisaż ikon Wypożyczalnia Muzyczna w Rzeszowie

W niedzielę, 16 listopada w Wypożyczalni Muzycznej Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie odbył się wernisaż wystawy ikon będących owocem „Warsztatów ikonograficznych w Rzeszowie” oraz powstałych w lubelskiej Pracowni Artystycznej im. św. Łukasza działającej przy klasztorze OO. Bernardynów w Lublinie.
Warsztaty i wystawa zostały zorganizowane przez Fundację „Charismata” im. św. Pawła Apostoła przy współudziale finansowym Urzędu Miasta Rzeszowa.
Wystawę otworzył o. Wiktor P. Tokarski OFM z Lublina - prezes fundacji. Wykład inauguracyjny pt. „Benedyktyńska praca. Jak inwestować w rozwój talentu?” wygłosił o. dr Cyprian J. Moryc OFM z Lublina, wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz główny prowadzący warsztaty.
W wernisażu, obok uczestników i organizatorów warsztatów, wzięli liczni goście zainteresowani sztuką sakralną oraz znamienici przedstawiciele najważniejszych instytucji kultury, bibliotekarstwa i muzealnictwa miasta Rzeszowa i województwa podkarpackiego. Byli to między innymi: Marek Jastrzębski, dyrektor Wojewódzkiego Domu Kultury, Barbara Chmura, dyrektor Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej, Bogdan Kaczmar, dyrektor Muzeum Okręgowego w Rzeszowie, Damian Drąg, dyrektor Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie. Obecny był też ks. Daniel Drozd, dyrektor Domu Diecezjalnego Tabor oraz inni duchowni.
Wystawa zorganizowana w pomieszczeniach Wypożyczalni Muzycznej przy ulicy Żeromskiego 2 w Rzeszowie będzie czynna do 30 listopada.
Świadectwa uczestników warsztatów
1. Świadectwo Joanny
Na kurs pisania ikon zapisałam się z ciekawości. Mimo, że wiedziała, iż moje zdolności plastyczne są raczej średnie, wszyscy dookoła powtarzali, że nie o to w pisaniu ikon chodzi. Postanowiłam zatem spróbować. Już pierwsze spotkanie z ojcem Morycem odmieniło moje podejście do tego, co nas czekało. Ojciec Moryc zaczął opowiadać, że obraz, który będziemy tworzyć to taka jakby „fotografia z Nieba”, która ma opisywać rzeczywistość duchową. Wszystkie etapy przygotowywania już nawet samego podłoża do ikony są przesiąknięte zatem modlitwą i prośbą o to, by to Duch Święty prowadził tą pracę. My również rozpoczęliśmy od takiej właśnie modlitwy. Dzieliliśmy się Słowem Bożym z Ewangelii wg św. Jana. I w ten sam sposób rozpoczynaliśmy później każdy dzień. Pozostając w nastroju kontemplacji, starając się również zachować wewnętrzny pokój i milczanie podczas tego co robiliśmy. Pisanie okazało się bardzo czasochłonne i żmudne, wymagało dużego skupienia i koncentracji. Technicznie składało się z wielu bardzo drobiazgowych etapów. Raz coś wychodziło, innym razem szło bardzo opornie i z problemami. Wiele osób doświadczało pewnego rodzaju walki duchowej, zniechęcenia, ale też i radości. Jako że dla większości z nas była to pierwsza w życiu ikona, dlatego zgodnie z tradycją pisaliśmy twarz Jezusa. Z czasem, kiedy Jego rysy na naszych drewnianych deskach stawały się coraz bardziej ludzkie, powolutku, w mozolnej i żmudnej pracy, mogliśmy doświadczyć czym jest kontemplacja Jego świętego Oblicza. Ważnym momentem było pozłacanie, kiedy drżącymi rękami nakładaliśmy warstwę prawdziwego złota, które symbolizowało świętość i Boską światłość. Następnie nakładaliśmy poszczególne warstwy kolorów, zaczynając od tych najciemniejszych, aż do tych najjaśniejszych. Wszystko to zgodnie z tradycyjnymi metodami stosowanymi od wieków w Kościele. Ciekawym przerywnikiem w naszej pracy były również wykłady. Dzięki nim mogliśmy się dowiedzieć między innymi o tym, jak rozróżnić charakterystyczne dla naszego regionu karpackie ikony od tych bardziej tradycyjnych. Ciekawe zdjęcia ikon z różnych części świata wzbudzały zachwyt i u wielu uczestników pragnienie, by nasza praca nie zakończyła się na napisaniu tej jednej ikony. Kiedy na koniec jeszcze raz spojrzeliśmy na napisane przez nas ikony, zrozumieliśmy co ojciec Moryc miał na myśli mówiąc, że są one jakby zapisem naszej modlitwy. Joanna
2. Świadectwo Magdaleny
Gdy dowiedziałam się że planowane są warsztaty ikonograficzne od początku wiedziałam, że muszę na nich być, mimo iż uważałam że Bóg chyba poskąpił mi talentu artystycznego, dlatego miałam do tego pomysłu obawy, jednak postanowiłam - idę. Kiedy usłyszałam, że są to zajęcia nie z malowania ikon, tylko z pisania, byłam zaskoczona. Mówi się, że ikony się pisze, gdyż nie są zwykłym obrazem religijnym, ikony pisze się szukając prawdziwego Obrazu Bożego ukrytego w człowieku. Do poszczególnych etapów prac przygotowywał nas o. Moryc i Piotr. Na sali panowało "silencium" (cisza), które miało pomoc zachować nie tylko uwagę i koncentrację, ale przede wszystkim pogłębić życie duchowe i natchnąć do modlitwy. Już na samym początku zaczęłam odczuwać niepokój (pomyślałam.. co ja tu robię?) czy każdy z tych osób potrafi malować? Na szczęście każdy dzień pracy nad ikoną rozpoczynaliśmy rozważaniem Słowa Bożego i modlitwą, mało tego - na każdy etap pracy ojciec odmawiał poświęconą tej części modlitwę, przez co byłam spokojniejsza, zawierzyłam Bogu sprawę pisania tej ikony, prosząc aby była miła dla mnie, kiedy będę się przed nią modlić. Zaufałam. Bardzo ciekawa byłam jaki będzie motyw ikony, okazało się nim być samo oblicze Pana Jezusa odbite na chuście. Rozpoczęła się praca. Pierwszym etapem pracy było przeniesienie wzoru na zaprawę wykonaną na desce. Następnie wykonywaliśmy aureolę płatkami prawdziwego złota, co dodatkowo przysporzyło wszystkim wielu emocji. Po tych wszystkich zabiegach można było przystąpić do malowania farbami. Minuty płynęły nieubłaganie, od czasu do czasu zdarzały się jakieś „wypadki” ale nie zrażałam się, bo gdy szło coś nie tak, zaraz prowadzący podpowiadał, jak można wyjść z danej opresji. Pisanie ikon stało się dla mnie formą modlitwy, kontemplacji, która odrywała od otaczającego świata, wyciszała i w tej ciszy ukazywała własne wnętrze. Bardzo cieszę się, że mogłam wziąć udział w tych warsztatach i że mam w domu tak piękną ikonę, wykonaną własnoręcznie dzięki pomocy Bożej. Magdalena
3. Świadectwo Karoliny
Na początku roku zapisałam się na kurs pisania ikon (bardziej z ciekawości gdyż nigdy tego nie robiłam) jednak udział w drugim etapie kursu był już zdecydowanie pragnieniem jakie zrodziło się przez pisanie. Jednak cały czas czułam w sercu jakiś niedosyt i pragnęłam, aby przeżyć rekolekcje pisania ikon - bo takowe również są organizowane. Jednak czas i koszt warsztatów był dla mnie w tym roku nie do osiągnięcia. Gdy zostały ogłoszone Warsztaty Ikonograficzne przez Fundację Charismata, to bardzo się ucieszyłam, bo wiedziałam, że kolejny raz Pan spełnia pragnienia mojego serca. Bardzo byłam ciekawa czyje wizerunki będą utrwalone na naszych ikonach. Ojciec Moryc na wstępie warsztatów powiedział, że będzie to Oblicze Jezusa po przemienieniu na Górze Tabor. Bardzo mocno te słowa zapadły mi w sercu (jak wiele innych również). Ojciec nawiązał do miejsca, w którym obecnie moja Wspólnota przebywa, do wydarzenia jakie miało miejsce na Górze Tabor, że pisząc nasze ikony nasze serca będą się przemieniać. Słowa te były dla mnie bardzo ważne i czułam, że są kierowanie nie tylko do mnie osobiście ale dla nas wszystkich. Każdy etap pisania poprzedzała modlitwa i rozważanie Słowa Bożego. Silentio (cisza) była nieodłącznym i bardzo ważnym czynnikiem pisania ikony, gdyż dzięki temu można było wsłuchać się w swoje serce i kontemplować Oblicze Jezusa, słuchać co chce do mnie powiedzieć. Pierwsze spotkanie przeżywałam z radością mimo, iż wiele osób przeżywało walki wewnętrzne. Kolejny tydzień jednak okazał się jak dla mnie zupełnie innym czasem pisania ikon. Czułam ogromna niemoc, opuszczenie i nie mogłam uczynić nic, co by poprawiło mój stan ducha, mimo to starałam się krok po kroku malować wizerunek Jezusa. Chwila mojej nieuwagi sprawiła, że zepsułam całą twarz. Myślałam że to koniec. Z każdym krokiem było coraz gorzej a twarz Jezusa nie wyglądała jak po przemienieniu ale wyglądała jak twarz, którą Jezus uwiecznił na chuście św. Weroniki. Wiedziałam, że to jest właśnie taka twarz i czułam że wizerunek ten odpowiada stanu jaki miałam w moim sercu. Było to przedziwne uczucie, przepełnione bólem, bezradnością i niemocą. Takie w tym momencie było moje serce. Pewna osoba powiedziała do mnie, że ten stan pewnie jest mi potrzebny, może Pan do czegoś przez to mnie przygotowuje. Niedziela – ostatni dzień warsztatów (mieliśmy kończyć nasze prace) miało być lepiej ale jak się okazało ból fizyczny jaki zaczął ogarniać moje ciało w zupełności wykluczył mnie na pewien czas z pisania. Bardzo pragnęłam dokończyć tę ikonę ale wszystko szło w przeciwnym kierunku. Dodatkowo byłam bardzo mocno opóźniona z kolejnymi etapami powstawania ikony. Gdy już nie mogłam dłużej tak trwać poprosiłam o modlitwę wstawienniczą aby Pan pozwolił mi dokończyć pisanie tej ikony i aby uwolnił mnie od ogromnego bólu fizycznego i duchowego. Modlitwa wstawiennicza przemieniła się w modlitwę uwolnienia według kluczy Neala Lozano, którą posługuje Wspólnota Miriam Matki Bożej Rzeszowskiej, po której dostałam nowe siły, nowe serce – przemienione, wypełnione pokojem a ból fizyczny po chwili ustąpił. Nie zapomnę słów o. Moryca: „Wpatrujcie się nieustannie w Oblicze Jezusa, aby było wyryte w waszych sercach”. Wiem również, że aby był On trwały i nie zatarty wizerunek w naszych sercach musi być to okupione cierpieniem. Pan tak pokierował tym wszystkim, że udało mi się dokończyć Jego wizerunek. Karolina
Zdjęcia: Piotr Kordyś