Ewelina

Od dzieciństwa wiedziałam, ze święci są po to, by nam pomagać i ratować w trudnych sytuacjach. Znałam tych od zadań specjalnych, czy ściślej mówiąc, sytuacji beznadziejnych (św. Ritę i Judę Tadeusza), śmiało zwracałam się do szefa anielskich zastępów – św. Michała Archanioła, a modlitwa przez wstawiennictwo Maryi, w naszej rodzinie, była oczywistością. Ze św. Józefem natomiast nie było mi po drodze.

Wiedziałam, że ludzie modlą się do niego o dobrą żonę lub męża, a z czasem dowiedziałam się, że jest patronem niemalże od wszystkiego: od pracy, rodziny, spraw mieszkaniowych, bytowych, a nawet dobrej śmierci. Słyszałam wiele świadectw, jak za jego sprawą, odmieniło się życie wielu ludzi. Może właśnie dlatego, że jest tak zapracowany i nie będzie miał dla mnie czasu, nie zwracałam się do niego po pomoc. Owszem, odmówiłam trochę modlitw o dobrego męża, ale skoro nie dostałam go w określonym czasie, szybko się poddałam.

Temat wrócił w czasie pandemii, kiedy okazało się, że muszę opuścić wynajmowaną stancję. Decyzja o kupnie mieszkania rodziła się w moim sercu już prawie 3 lata. Po ludzku miałam bardzo wiele obaw, począwszy od tego, że samodzielnie nie podołam wyzwaniu, a skończywszy na tym, że nie będę umiała się zdecydować. Oglądałam oferty, a nawet konkretne mieszkania, cały czas z tym samym strachem w sercu. Podzieliłam się swoja niepewnością i lękiem z koleżankami, w drodze na koncert do Trójmiasta. Wtedy jedna z nich, Agnieszka, z niekłamaną pewnością poleciła mi odmówienie 9-dniowej nowenny do św. Józefa w intencji, by pomógł mi wybrać to najlepsze dla mnie mieszkanie. Cały samochód modlił się ze mną. Ostatniego dnia tej nowenny podjęłam decyzję o rezerwacji mieszkania, które oglądałam jeszcze przed podróżą. Sama nie dowierzałam, że ta decyzja zrodziła się tak szybko, bo do tej pory, nawet kupno sukienki, czy zamówienie dania w restauracji, zajmowały mi sporo czasu… Wszystkie formalności do momentu podpisania umowy zajęły 2 miesiące, a termin opuszczenia stancji ostatecznie pokrył się z dniem wprowadzenia się do własnego lokum. :)

Nie muszę już chyba dodawać, ze mieszkanie jest w bardzo dobrym stanie, ładne, zadbane, bardzo praktyczne, a „stolarka” jest na wysokim poziomie. Ta sytuacja pokazała mi, że św. Józef nie ma ograniczonej liczby miejsc na wysłuchiwanie interesantów i naprawdę jest do dyspozycji w każdej naszej potrzebie. Skoro tak wspaniale potrafił zatroszczyć się o Maryję i Jezusa, może to zrobić i dla mnie. Jest coś w tej cichości i skromności św. Józefa, co może początkowo od niego dystansować. Chyba też tak myślałam: za mało spektakularny, schowany w cieniu, zwyczajny, i nic nie mówił…. a przynajmniej nic nie odnotowano w Ewangeliach. Rzecz w tym, że dużo robił. Od tej wysłuchanej prośby moja relacja ze św. Jozefem stała się bliższa i bardziej zażyła. W przepięknej ikonie, peregrynującej w naszej wspólnocie, był też pierwszym gościem w moim mieszkaniu.